Tęczowy most
______________________________
Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś, kto pozostał po tej stronie, udaje się na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele mogą bawić się i biegać razem. Mają tam dostatek jedzenia, wody i słońca; jest im ciepło i przytulnie. Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare powracają w czasy młodości i zdrowia; te które były ranne lub okaleczone są znów całe i silne, takie, jakimi je pamiętamy marząc o czasach i dniach, które przeminęły. Zwierzęta są szczęśliwe i zadowolone, z jednym małym wyjątkiem: każde z nich tęskni do tej jedynej, wyjątkowej osoby, która pozostała po tamtej stronie.
Biegają i bawią się razem, lecz przychodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego lśniące oczy są skupione, jego spragnione ciało drży. Nagle opuszcza grupę, pędząc ponad zieloną trawą, a jego nogi poruszają się wciąż prędzej i prędzej.
To ty zostałeś dostrzeżony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie się spotykacie, obejmujecie się w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć. Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz, twoje ręce znów pieszczą ukochany łeb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak długo opuścił twe życie, ale nigdy nie opuścił twego serca.
A potem przekraczacie Tęczowy Most - już razem..."

TOFFIK
Ojciec:
Matka:
Ur.
Zm.08.09.2020r.
8 września odszedł za Tęczowy Most nasz Toffik. Przegraliśmy walkę z jego chorobą. Tofiś był jedyny, cudowny, niepowtarzalny, kochany. Zwłóknienie płóc, chore serduszko i inne choroby wieku starczego zabrały nam naszego Tofika, Tofisia, "Starego". To było 10 lat, pięknych lat naszego wspólnego życia. Biegaj kochany Tofiku na łąkach Tęczowego Mostu razem z Szonikiem i Kolą. Już nie cierpisz...
"a kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba
to niedaleko pies wyrusza
przecież przy tobie jest psie niebo
z tobą zostanie jego dusza..."
Żegnaj przyjacielu...
A zaczeło się to tak nasze wspólne życie z Toffikiem..........
Trafił on do naszego domu w październiku 2010r.
Znajoma znalazła go błąkającego się po drodze, szukała właścicieli gdzie tylko mogła. Dzwoniła po hodowlach, była w związku kynologicznym, nikt się do niego nie przyznawał. A że sama nie mogła się nim zająć tak Tofik trafił do nas. Nie wiemy ile ma lat, ale ma charakterek. Nie wiemy też, co wcześniej przeszedł w swoim psim życiu ale sadzę, że dużo. Tofik boi się gwałtownych ruchów i wszelkich hałasów. Myślę ,że boi się, żeby go nie zostawić,porzucić dlatego też podąża on na swoich króciutkich łapkach za mną krok w krok . Lubi przebywać w domu, tam się czuje bezpiecznie. Jest zapatrzony w Bountiego ale nie wiadomo czy z miłości do niego czy też aby go zagryźć. Uwielbia pieszczoty swojego Pana (dostaje wtedy "psiej zajawki").
Tofik jest już dawno na psiej emeryturze i mimo chorego serduszka jest w doskonałej formie.

IKUS Lido Słoneczne - KOLA
Ojciec: AXEL Daisy Club
Matka: MEGAN - NUKA Połkrza
Ur.12.12.2008 r.
Zm.02.11.20r.
Zamieszkał z nami w lutym 2012 r. Jego „Pańcia” szukała dla niego nowego domku bo sama z powodu choroby nie mogła się nim zajmować.
Kola był małym urwisem, który nie wiedział co to psie zasady i ograniczenia (jego była Pani na wszystko mu pozwalała). Od podstaw był uczony jak prawdziwy pies powinien zachowywać się w domu i jak ładnie chodzić na smyczy . Kola nie lubił szybko poruszających się obiektów czyli tzw. zmotoryzowanych" człekokształtnych" w różnej postaci np. na rowerze, na rolkach, w samochodach (od razu chciał za nimi gonić). Potrafił wejść na głowę i to dosłownie. Był strasznym lizakiem. Jeżeli mu się na to pozwalało, to wylizał Cię od stóp aż po czubek głowy. Kola był małą ciekawską i zwariowaną istotą. Nie opuścił żadnego widowiska, wszędzie tam gdzie coś się działo (jakieś dźwięki, zapachy) to Kola był już pierwszy na miejscu, chcąc dołączyć do wydarzenia bez względu na to, jak by się chciało go powstrzymać. Był cudownym pieskiem, którego nie dało się nie kochać. Uwielbiał robić fikołki.
Mieszkał ze swoimi Człowiekami Izą i Adrianem w Norwegii.
Niestety odszedł nagle, zostawiając po sobie wielką pustkę.
Był zdrowy jak ryba i pewnego dnia zaczął mieć problemy z oddychaniem, które zaczęły się nasilać z minuty na minutę. Po kilku godzinach niestety odszedł za tęczowy most. Rodzinka długo nie mogła się po jego śmierci pozbierać.
Mamy tylko nadzieję, że jest w super miejscu razem z innymi psimi towarzyszami i broi tam na całego.
SHONN Montezuma
matka- BEATRIX Montezuma
ojciec - LEONHARD "S /D PERRISH
ur.05.04.1999 r.
zm.07.06.2008 r.
Paskudny rak nam go odebrał. Był cudownym psiakiem, ogromnym indywidualistą. Był prawdziwym terierem, zaczepiał inne duże psy (nie cierpiał Amstafów, bo jak był mały to się taki jeden na niego rzucił) a później trzeba było go bronić. Jego śmierć bardzo przeżyliśmy, brakowało nam go bardzo brakowało stukotu jego łapek po podłodze. I wtedy pojawił się Bounty, który wypełnił pustkę po Szoniku. I tak nasz pierwszy pies przyczynił się do założenia naszej malutkiej hodowli.
W stanie wojennym w naszym domu pojawił się GUCIO. Przyprowadził go mój tata, poprzednia właścicielka chciała się go pozbyć. Gucio był dużym czarnym pudlem. Był bardzo spokojnym, ułożonym pieskiem. Strasznie kochał mojego tatę. Odszedł od nas w 1988 roku, potrącił go samochód.
